Schowani w sobie

Chwyciło. Połknęłam jak ryba spławik. Chciałam to wypluć, chciałam to wyrwać. Szarpać na siłę, póki krwi starcza. Pozbyć się tego, co weszło do głowy. Niech nie wchodzi nieproszone. Zostało. Zostało o moment za długo. Nie odejdzie. Nie odejdzie póki się z tym nie zmierzę. Więc przychodzę. Tutaj moja świątynia.

Ktoś jest chory. Ktoś zupełnie obcy, ktoś kogo w moim sercu nigdy nie było. Ktoś kogo znam tak jak my się znamy. Jako strzępek faktów połączony w całość, zlepiony słowem, myślą, która została mi i wam przedstawiona do swobodnej interpretacji. Jako element pod imieniem, prawdziwym bądź nie. Element krążący po internecie. Element mały, niezbadany. Przez krótki moment wydawało mi się, że jesteśmy podobne. Do teraz. Teraz uświadomiłam sobie, że znowu nie wiem nic. Łatwo ulegasz złudzeniom?

Ktoś jest chory. Nie tak jak ja ostatnio byłam. Nie na ból w kościach i na gorączkę. Ktoś jest chory w najpoważniejszym tego słowa znaczeniu. W znaczeniu, które nie uwzględnia żartów. W którym nie masz pewności, że wyzdrowiejesz. Że niezależnie czy wylejesz herbatkę do kwiatka czy do gardła, w końcu ci minie. Minie samo. Ktoś jest chory tak jak ludzie o tym mówią, ale już nie żartują.

Ale nie o tej osobie, ani o tym na co cierpi, a pewna jestem, że cierpi bardzo. Dziś będzie o nas. O mnie. O tym jak łatwo dajemy złapać się na spławik. Jak łatwo nam uwierzyć w to, czego nie ma. Jak łatwo zamknąć nas w klatkach, pomalować ściany i ten obraz nazwać światem.

Kipią radością. Widujesz ich. Widujesz ich wszystkich. Tych, którym uśmiech nie schodzi z twarzy. Po których cieknie. Cieknie czysty optymizm, radość życia. Spływa drążąc bruzdy w ciele. Tak ci się zdaje. Tak myślisz. Chcesz spijać ten boski nektar, wchodzisz butami w kałuże, liczysz, że w ciebie przejdzie. Tymczasem okazuje się, że te bruzdy to od zmęczenia. Od wyczerpania. To zarośnięte blizny wojenne, pamiątki udręki. Ślady, gdzie paznokcie szaleńczo szarpały skórę. Dowiadujesz się o tym za późno, by uderzenie prawdy nie bolało cię szczególnie mocno.

Śmieją się. Śmiejesz się z nimi. Ich głos jest tak prawdziwy. Tak prawdziwy, że chce się wyrwać go z gardła i zostawić sobie, na ciemniejsze dni. Widzisz ich rozwiane włosy. Widzisz jak unoszą się na wietrze. Widzisz oczy pełne życia. Pełne blasku. Nie wiesz jeszcze, że to łzy tak błyszczą. Nie wiesz, że ta seksowna chrypka w głosie to dlatego, że gardło się ściska, że kiedy odejdziesz puści, zaniesie się płaczem. Nie wiesz, że kiedy wiatr unosi włosy, one po woli wysuwają się z cebulek, bo już nie mogą. Chwalisz siłę, która ukradkiem ucieka. Taki jesteś niezorientowany. Wszyscy jesteśmy.

Przyłapujesz się na tym często. Nigdy nie wiesz gdzie patrzeć. Ja też nie. Zawsze pozostaję równie głucha, równie ślepa, równie głupia. Zawsze dochodzę do momentu, w którym czuję, że powinnam coś wiedzieć, że powinnam być mądrzejsza. Powinnam? Może. Jestem? Wracam po omacku.

I będę wracać. Będę jeszcze długo. Znów dam się zamknąć w klatce, znów dam się zwieść. Na stole są za mocne karty, nie wiem, które pochodzą z prawdziwej tali. W tym tkwi haczyk. Tylko czekać aż się na niego złapię. Niebawem puszczę to w niepamięć, niebawem zapomnę, bo to zbyt dalekie, by wpisać w swoje życie. Póki co mnie trzyma. Potrzyma jeszcze przez chwilę.

Spławik jest taki kolorowy. Tak buja się na wodzie, kołysze na wietrze. Tuż pod taflą gnije martwa ryba. Enjoy.

4 myśli w temacie “Schowani w sobie

  1. Kobiecy Zmysł

    Tak naprawdę widzimy tylko to co inni chcą nam pokazać. A my pełni uśmiechu na twarzy uważamy, że to co widzą oczy to zupełna prawda o człowieku. A bardzo często to tylko taka przykrywka, pod kórą kryją się prawdziwe emocje – najczęściej te złe i smutne. Taka już chyba nasza natura, że dajemy się bardzo często zwieść pozorom i uważamy świat za piękny i wspaniały. A on taki nie jest. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz