Potwory.

Ona. Ona zawsze była potworem. Patrzyłam na jej przekrzywioną głowę, odwracałam wzrok, gdy z kącika ust leciała stróżka śliny. Z rzadka podrygiwały stopy i dłonie, wszyscy jednak dobrze wiedzieliśmy, że nigdy nie będzie stać ich na więcej. Nie zaglądałam w spłoszone spojrzenie, nie rozmawiałam, być może i tak by nie usłyszała, nie mogła się ruszyć, nie mogła się odezwać, powiedzieć, czy żyje, czy już wewnątrz umarła. My byliśmy jej życiem, jej wszechświatem. Bałam się zerkać w tę twarz, słuchać bezwyrazowych jęków, brać na swoje barki wielką odpowiedzialność postępowania ostrożnie i rozsądnie, chciałam spytać „czym jesteś?”, nie spytałam nigdy, kilka lat później sama odgadłam. Była człowiekiem.

Urosłam, wyrosłam. Wyrosłam z potworów i straszydeł, zostały nieliczne, te, których kroki dudnią w głowie w ciemnym korytarzu, te zwabiane przez horrory, których tępe cienie przebiegają po ścianie pod opadającymi powiekami. Reszcie z nich przypadły definicje, jeszcze wtedy nowe – niedorzeczność, zwierzęcość ludzkiej natury. Szaleństwo. Choroba. Spod skorupy monstra wychyliło się ludzkie oblicze, z biegiem czasu zaczęły upadać granice, pękać uprzedzenia. Dziś chcę wziąć w ręce młotek i wytłuc je do ostatniego okruszka.

Mam pewne marzenie. Podobno niepoważne, przytakuję, dostrzegam zależność – niepoważni ludzie mają z reguły niepoważne plany. Mój jest taki, że chciałabym pozbyć się potworów ze swojego świata. Chciałabym wedrzeć się do ich ludzkiego wnętrza, by stać się człowiekiem jeszcze bardziej.

Krótki etap życia mam zamiar poświęcić ludziom z problemami. Poważniejszymi niż zły odcień podkładu, pęcherz z tyłu stopy, gradowa chmura. Niech to będzie cokolwiek. Schronisko dla bezdomnych, spotkania AA, szpital psychiatryczny, hospicjum, zakład karny, dom dla samotnych matek, szkoła dla uczniów niepełnosprawnych bądź wyklętych przez system edukacji, wiecie o czym mówię. Chciałabym pracować z tymi, którzy w myśli automatycznie wpadają w kategorię dziwadeł, tych wymagających specjalistycznej wiedzy i specjalistycznego podejścia, którego zwykle się nie ma, tych budzących zakłopotanie, tych, których się omija, bo przebywanie z nimi jest zbyt trudne,  zbyt straszne, bo jest się na to tylko zbyt zwykłym człowiekiem. Tych, o których za łatwo się mówi, a za trudno myśli.

Bardzo bym chciała, by jedynym, co popychało mnie w tamtą stronę było pragnienie niesienia pomocy ludziom, jednak nie, jednak jak zawsze chodzi o coś innego. Czego z resztą można się spodziewać po kimś, komu w klatce piersiowej bije kamień rzeczny bądź kawałek styropianu? Antykobieta chciałaby czasem być czysta jak łza, chciałaby być dobra, miłosierna, niestety nie jest, niestety pozostaje kurduplowatym diabełkiem z różkami za małymi, by mogły straszyć. A szkoda. Zawsze podziwiała ludzi z sercem, w końcu to oni w razie potrzeby kupią ci protezy i nie będą oczekiwać złotych skarabeuszy oraz specjalnego traktowania.

Chcę poznawać ludzi z problemami, bo zawsze mogłabym być jedną z nich. Nigdy nie wiesz, czy nie wylądujesz pod mostem, nie zaczniesz ćpać, nie zabijesz, nie oszalejesz. To zawsze gdzieś tam może być, zawsze może czekać, nigdy nie możesz wykluczyć, że pewnego dnia nie zaśniesz we własnym łóżku, ściskając w ramionach poczucie dumy, by obudzić się z twarzą w kałuży błota i poczuciem wartości spuszczonym w dworcowym kiblu. Zawsze mogę zachorować i patrzeć jak dzieci na mój widok wybuchają płaczem. Nigdy nie mów nigdy i tak dalej, prawdziwe, co nie?

Chcę poznawać ludzi z problemami, bo nie potrafię wezwać karetki, gdy widzę człowieka leżącego na chodniku. Wiedzieliście, że w przypadku hiperglikemii wywołanej przez cukrzycę oddech omdlałego może kojarzyć się z zapachem alkoholu? Ja wiedziałam. Od dawna. Jak widać nauką to sobie można ryj z musztardy obetrzeć. Chciałabym pomagać, bo nie wiem jak rozmawiać z człowiekiem na wózku. Uśmiechnąć się? Nie uśmiechać? Pomóc, nie pomagać, spytać o coś, odejść, gapić się, uciekać wzrokiem? Chcę dowiedzieć się kim są cienie przemykające chyłkiem po murze, w tajemnicy przed światem nieprzystosowanym do inności, bo nadal mam w głowie kilka barier, które chce przełamać, których nienawidzę, z którymi nie chcę mieć nic wspólnego. Teraz, natychmiast, ale wiem, że na to trzeba czasu.

Chcę poznawać ludzi z problemami, by być w porządku ze sobą. By czuć się w porządku wobec świata. By nie mieć na sumieniu tysiąca nieproszonych myśli i żałowanych po nocach braków reakcji.

– Ale wiesz, my tak gadamy, że tego się nie robi – mówiła – że uprzedzenia, że ludzie źli, ale my nie lepsi, prawda? Jakby przyszło co do czego jesteśmy tak samo ograniczone.

Wiem. I wiem, że już trochę za późno, by uczyć się ludzi od postaw. Że nie złamię dystansu czytając książki, pisząc posty, udając mądrzejszą niż jestem, to bardzo skutecznie poprawia humor, ale nie poprawia mnie. Być może komuś pomaga, być może są osoby, które nie potrzebuję szkolenia w zakresie człowieczeństwa, ale ja nie jestem jednym z nich. Ja chcę, widzicie, ja chcę się rozwijać. Rozwijać wewnętrznie, rozwijać wobec świata. Ale to nigdy nie jest łatwe. Dlatego jest to marzenie.

Liczę, że kiedyś potwory zostaną tylko w niedomkniętych szafach.

8 myśli w temacie “Potwory.

  1. Kobiecy Zmysł

    Ile w tym wszystkim prawdy o nas ludziach. W teorii mamy wiele rzeczy w jednym paluszku. W praktyce coś nas blokuje i nie potrafimy tego przekuć w działanie. Sama tego nie potrafię, a bardzo bym chciała. Co mnie blokuje? Chyba ja sama,moje wewnętrzne ja,które hamuje mnie przed tym co chciałoby serce. Tak trudno to połączyć …

    Polubienie

    • antykobieta

      Jeszcze o tym napiszę, napisałam już kiedyś ale post przedawnił się zanim go wrzuciłam. Bo ja często tak mam, że Małgorzata z Krainy Własnego Przekonania nijak ma się do Małgorzaty siedzącej na kanapie i robiącej jedną miliardową tego co jej się wydaje. No ale cóż. Ludzie to ludzie :).

      Polubienie

  2. Socjopatka.pl

    Wiem co masz na myśli, bo sama odkąd byłam nastolatką i zastanawiałam się nad swoim zyciem marzyła mi się praca w Monarze, interesowały mnie szpitale psychiatryczne i wszystkie tego rodzaju zaburzenia. Chciałam pomagać. Bardzo.
    Kiedyś też miałam wirtualnego „przyjaciela”, z którym wymienialiśmy maile na różne tematy i rozmawialiśmy, także o altruizmie. Koniec końców puenta naszej dyskusji była taka, że chęć pomocy innym to nie altruizm, tylko wyższa forma egoizmu. Dlaczego egoizmu? Bo sami spełniamy się i czujemy lepiej kiedy komuś pomagamy, więc jakby nie patrzeć w pewien sposób jesteśmy w tym egoistami.
    Ale mi przypomniałaś…

    Chyba będę musiała napisać o tym post! 😉

    Polubienie

    • antykobieta

      Hmmm… Ja mam za kamienne serce żeby pomagać tak naprawdę. Ja po prostu nie lubię podchodzić do ludzi z nieuzasadnionym dystansem. Co do mojego altruizmu nigdy nie oszukiwałam się, że mam go szczególnie wiele, bo faktycznie, nawet za głupim prezentem stoi jakaś chęć podarowania go, poczucia się z tym dobrze. Ale grunt, że ktoś tam tą pomoc dostaje…
      A pisz o tym albo czymkolwiek innym, uwielbiam twojego bloga :D.

      Polubienie

  3. Monika Dudzik

    Piękny tekst. Bardzo poruszający.
    Potwory są w każdym z nas. I każdy chyba przez całe życie użera się ze swoimi monstrami. Jednym idzie to lepiej, drugim gorzej, ja też bym chciała ukatrupić kilka drzemiących we mnie bestii…

    Polubienie

Dodaj komentarz