Moje szarości.

Przeważnie jestem nudna. 

Nie dotykam świata poniżej zasad. Nie lubię zmian ani odpowiedzialności, trwam w pełnej statyczności do czasu obowiązku, nie mam wielu potrzeb ani wysokich ambicji, rysuję swój wizerunek prosty i przejrzysty. Nie skupiam się na detalach, pojmuję świat całokształtem, wnikam w niego głębiej z czystej ciekawości, ale nigdy za bardzo, nie lubię męczyć myśli wygrzebywaniem ze świata więcej niż obejmuje logika, logikę przeważnie zaczepiam o święty spokój i zdrowy rozsądek. Nie przywiązuję się do materii, nie lubię zamieszania, hałasu, tłoku, szybko męczę się ludźmi, szybko od nich uciekam, nie angażuję się w afery, nie szukam plotek, przeważnie milczę w sprawach błahych. Nie jestem duszą towarzystwa. Nikt nie lubi takich ludzi. Dlatego tak się mówi, że to złe i że, na boga, anty, nie narzekaj.

Ale ja przeważnie lubię swoje szarości.

Tylko czasami dopada mnie ta myśl i wówczas nadgarstki mi się trzęsą i nie mogę skupić myśli, czasami dopada mnie myśl, że jestem dla siebie w pewien sposób niewystarczająca. Że coś sobie odbieram i później będę ryczeć, bywa, że udaje mi się w to uwierzyć mocno i wówczas zrywam z siebie skórę byle szybko i naciągam nową, układam w głowie desperacki plan. Dopada mnie głód zmian, nagły i bolesny, rozpaczliwie rzucam się na rozmyte w głowie wizje, obieram ślepy kierunek, byle uciec od tej wersji siebie, która tak bardzo wydaje mi się teraz nieprawidłowa w moim własnym położeniu wobec świata. Nagle chcę się z siebie wyrwać jakby ciągły bezruch tego ciała ranił mnie gdzieś od środka, otwieram drzwi na oścież i chcę iść gdziekolwiek, biec w kierunku pierwszym lepszym, stać się czymś nowym, kimkolwiek innym, być kimś bardziej, być kimś więcej.

A potem jakoś do mnie dociera, że nie mogę być wszystkimi naraz, że nikt nie może i nie da się prowadzić życia tak, żeby nie tracić. Zdrapuję z paznokci niebieski lakier i zatapiam się w źrenice patrzące na mnie z lustra. Gdzie ty leziesz, anty? Kim ty jesteś? Kim ty możesz być do cholery jeżeli nie sobą?

Jestem nudna i z tym nigdy nie tonę. To mnie zawsze trzyma na powierzchni i w jednym kawałku, to sprawia, że oddycham swobodnie, unosząc się na tafli swojego świata, że nie muszę ciągle myśleć, nie muszę snuć planów ani podstępów, żeby to działało dalej. Zawsze działa. Utrzymuję się o własnych siłach, które wychodzą ze mnie. Z moich szarości, słabości, lęków, zapomnień. I zawsze wystarczają.

Plastikowe atrapy wielkich i silnych pożera selekcja naturalna. Sztuczny blask pochłania prawdziwe światło, topisz się w promieniach cudzej specjalności, to zawsze gdzieś tam wychodzi, prędzej czy później, szczerość zawsze broni się sama i sama sobie wystarcza. Wypompowuje się twoje dmuchane królestwo, ja wiem, że to boli, tak patrzeć i nie móc nic, ja wiem, ja rozumiem, że trudno tracić siebie, bo naprawdę bez wielu rzeczy można się obejść, ale nie bez własnej osoby.  Widzę jak umiera w tobie to, czego nigdy nie było, choć przecież tak długo, tak długo pracowałaś, żeby to ze sobą grało. Żeby wyglądało doskonale. Tylko że my wiemy obie, że nic co sztuczne nie jest do końca trwałe.

Wierzę, że gdzieś tam zawsze mamy odpowiednią wersję siebie. I ona zawsze będzie działać.

***

Mam do tego posta dość mieszane uczucia, ale puszczam go. Niech poleży na blogu, najwyżej usunę. Myślę, że chodzi o jakiś smutny klimat między wierszami. Ale ja naprawdę starałam się, żeby to nie było tak, że ja narzekam. Enjoy.

5 myśli w temacie “Moje szarości.

  1. blackfollow

    To było trochę tak, jakbym czytała o sobie. Teraz mam taki moment, że jakoś siebie za bardzo nie czuję i Twoje słowa pomogły mi to dookreslić. Ten stan. Poza tym, też jestem nudna. Kiedy się tak spojrzy z bliska… kto nie jest?

    Polubienie

    • antykobieta

      Najważniejsze żeby swoją nudność pokochać i czuć się w niej dobrze 🙂 Miałam olbrzymie wątpliwości co do tego posta, miło, że na kogoś wpłynął :). Życzę powodzenia w uporaniu się z „momentem”.

      Polubienie

  2. andrra

    Ja lubię Twoje szarości i Twoją nudność, choć twierdzę, że jesteś bardziej skomplikowana niż myślisz.
    Też mam niekiedy takie momenty, że źle mi z moją nudnością, ale tak naprawdę bardzo ją lubię. Jeśli ja się z nią dobrze czuję, to dlaczego mam z niej rezygnować? Żeby zadowolić kogoś mi obcego? Na co mi to? Wolę jak ludzie lubią mnie dla mnie, a a nie dla sztucznie wykreowanej mnie.
    Bądź sobą i ciesz się tym, bo nie ma drugiej takiej. Jesteś jedyna i niepowtarzalna, dlatego nie upodabniaj się nigdy do kogoś innego, bo stracisz więcej niż zyskasz.
    Pozdrawiam cieplutko, Małgosiu.
    A, nie usuwaj tego postu, proszę.

    Polubienie

    • antykobieta

      Nie twierdzę, że usunę, po prostu z niektórymi postami mam tak, że nie potrafię stwierdzić od razu czy mi się podobają. Uważam, że można być nudnym szarym człowiekiem i być w tym najlepszym na świecie 🙂 Jeśli umiesz nosić swoje ubrania to wyglądasz w nich dobrze. Jeśli z dumą obchodzisz się ze swoim charakterem – zawsze wypadniesz lepiej :). Czy jestem skomplikowana? Może. To znaczy, sądzę, że jestem prosta w gąszczu zagmatwanych ludzi. Pozdrawiam ciepło 🙂

      Polubienie

      • andrra

        Post jest świetny, więc zostaw go. ;p
        Masz rację, a w dodatku ubrałaś to tak pięknie w słowa! 😉
        W gąszczu zagmatwanych ludzi to pewnie tak…
        Pozdrawiam cieplutko! 🙂

        Polubienie

Dodaj komentarz